niedziela, 15 kwietnia 2012

Czy zyjemy w czasach globalnej rewolucji

Odnoszę czasami wrażenie, że współczesność czyni nas coraz bardziej wygodnymi i leniwymi ludźmi. Ponadto natłok informacji sprawia, że nasz umysł bardzo szybko przyzwyczaja się do myśli o rzeczach, które jeszcze niedawno w głowie się nam nie mieściły. Atak na World Trade Center zaszokował społeczeństwo tylko na chwilę. Dziś jest już częścią „ zamierzchłej historii”, częścią nowej teraźniejszości, w której „wojna z terroryzmem” przeplata się z ekonomicznymi kryzysami i wielką niewiadomą, pod która stoi nasza przyszłość.
My jednak chyba bardzo przyzwyczailiśmy się do tej myśli, co sprawia, że ulegamy złudzeniu, iż wszystko jest „normalnie”. Ta normalność to jednak mocno dyskusyjna kwestia.

Żyjąc w naszym kraju, na który tak często narzekamy, wbrew pozorom żyjemy w błogiej izolacji i nieświadomości. Oglądanie wydarzeń w telewizji nie jest w stanie uzmysłowić poprzez faktyczne odczucie, realnych dramatów na całej planecie, które dzieją się właśnie w tej chwili gdy tak sobie spokojnie ów temat postanawiamy rozważyć.

Jeszcze chyba nigdy w historii strajki, manifestacje i zamieszki na ogromną skalę nie dotykały tak wielu krajów jednocześnie. Kryzys ekonomiczny obnaża nawet serwujący nam zawsze na zewnątrz uśmiech, system Stanów Zjednoczonych. W tym kraju, kolebce demokracji, kraju tak szumnie głoszącym wolność i równe szanse – dziś tysiące ludzi zepchniętych na skraj desperacji, koczujących i strajkujących w parkach największych miast Stanów Zjednoczonych, jest aresztowana, rozpędzana, a w drodze są kolejne propozycje ukarania ich za ośmielenie się podniesienia głowy – takie jak odebranie im i tak już ubogich świadczeń socjalnych za to właśnie, że wychodzą protestować.
Jeśli w USA dzieją się takie rzeczy, to już nie dziwi (i często niestety też nie rusza) sytuacja w krajach totalitarnych, takich jak Chiny, gdzie prawa człowieka praktycznie nie istnieją.
O Afryce nikt już nawet nie mówi, nie wspomina. To „normalne”, że jest to kontynent na którym w potworny sposób umiera codziennie tysiące ludzi. My przecież mamy swoje problemy.
Jeszcze nigdy w historii jednak problemy nie rozlewały się po globie w takim tempie. Jest to niestety efekt globalizacji, która w założeniu mogła by przynieść wiele korzyści (ludzie jako jedna rodzina, nie podzielona na kraje i zwalczające się grupki interesu), ale w praktyce jest to jak widać moloch, którego trudno utrzymać w ryzach nawet najbardziej ambitnym politykom i ekonomom.
Dziś „normalne” jest już usłyszeć, że dany kraj zbankrutował. Utonął w długach i stał się niewypłacalny. Jego mieszkańcy – co też jest typowe dla naszych czasów – wychodzą teraz na ulicę. Podkreślam – teraz. Teraz, kiedy jest już za późno. Jest już pozamiatane jak to się mówi.
Tu dochodzimy do ważnego aspektu tych globalnych przemian.

Ludzie przyzwyczaili się do wygody. Nie wszyscy, ale bardzo wielu z nas. Jednym z elementów i konsekwencji tego stanu rzeczy jest częste stwierdzenie: „Czemu ja? Niech inni się tym zajmą”.
No bo czemu ja? Nie jestem ani super mądry, ani nie mam wielkiego doświadczenia. Nie nadaję się. A przynajmniej wygodnie mi jest tak powiedzieć, by usprawiedliwić swoje sumienie, że nie kiwnąłem palcem by coś zmienić. Bo zmiana wymaga wysiłku, a większość ludzi nie rozumie, czemu by miała ryzykować własny komfort.
Umiejscowienie świadomości pojedynczego człowieka w tłumie, który dziś się daje się tak mocno odczuć nawet gdy siedzimy samotnie w domu – sprawia, że człowiek ten ma też wrażenie, że nawet jakby chciał coś zrobić, to nic to nie da, bo jest w mniejszości.
Tu się jednak nie zgodzę, gdyż to właśnie jednostki mające odwagę działać wielokrotnie zmieniały bieg historii.
(Uaktualnienie: Najnowsze wydarzenia ze stycznia i lutego 2012 - coraz większa solidarność społeczna nie tylko na skalę kraju, ale na skalę międzynarodową w sprawie ACTA, SOPA i PIPA pokazują, że jednak efekty mobilizacji społecznej potrafią być odczuwalne dla władzy).
Istnieje ponadto coś takiego jak efekt motyla i wierze, że jeśli idea jest dobra i nadchodzi jej czas, to nawet pojedyncze jednostki mogą zapoczątkować wielkie pozytywne zmiany na zasadzie efektu domina rozchodzącego się we wszystkich kierunkach.
Tu znowu warto poprzeć to przykładem z wydarzeń najnowszych kiedy to ów tekst aktualizuję: Dzięki mobilizacji Polaków w sprawie informowania i oprotestowania ACTA, w wielu innych krajach takich jak Niemcy, Bułgaria czy nawet USA ów zryw i Polską mobilizację dostrzeżono i ludzie tam poszli za naszym przykładem, przy okazji dziękując (na przykład poprzez skandowanie po polsku niektórych hasłem na manifestacjach) Polakom za zwrócenie uwagi na poważne zagrożenie dla wolności słowa, które owe rządy chciały po cichu ustanowić.

Politycy, aby łatwiej kierować tłumem, krótkowzrocznie patrząc, w ostatnich dekadach zaniżali często poziom edukacji powszechnej (świadomie czy nieświadomie, ale tak się jednak działo), uzależniali ludzi od systemu, który im podlegał, tworząc wrażenie, że tu jest coś za darmo. Ludzie to łyknęli, a dziś się dziwią, kiedy brakuje jedzenia w korycie. Krzyczą więc: „Chleba! My chcemy chleba!” nie rozumiejąc już, że chleb nie bierze się z nieba i że tak się kończy gdy zwalimy całą odpowiedzialność na zły system, sami jednak nie robiąc nic by stworzyć lepszy, a pozwalając rządzącym na każdą, nawet najbardziej szaloną, haniebną decyzję.
Dziś w czasach, gdy dostajemy coraz więcej „darmowych” rzeczy pamiętajmy – nie ma nic za darmo – jeśli wielkie korporacje dają Ci coś za darmo to dlatego, że sam stałeś się produktem, który ktoś właśnie sprzedał.

Wielokrotnie zastanawiano się czy przepowiednie roku 2012 to prawda, czy coś się globalnie wtedy zmieni, czy będzie jakaś radykalna zmiana na Ziemi, a może będzie to po prostu punkt zwrotny, który wejdzie po cichu ale zacznie się tworzyć nowa jakość. Na te pytania nie znam ostatecznych odpowiedzi, jednak byłbym zupełnym ignorantem stwierdzając, że się nic nie dzieje. Dzieje się wokół nas bardzo wiele i są to zmiany rewolucyjne. Pytanie tylko czy przyczynimy się do pozytywnych przemian, czy pozwolimy by po raz kolejny zadecydowano za nas, naszym kosztem. A chętni się do tego znajdą, błądźcie tego pewni.
I pamiętajcie: Nie wystarczy powiedzieć, co nam się nie podoba. Trzeba samemu zacząć tworzyć alternatywę, albo nie będziemy niczym więcej jak kwiczące świnie, gdy w korycie pusto.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz