niedziela, 1 kwietnia 2012

Poza iluzje materii i ksztaltow

Wiele osób kroczących ścieżką duchowego rozwoju, identyfikujących się ze swoim wyższym pierwiastkiem - niezależnie czy nazwiemy go duszą, wyższą jaźnią, prawdziwym ja, czy inkarnacyjnym pochodzeniem - łączy jeden problem. Życie w materii niewydajne się dla nich być stanem tak naturalnym i łatwym w obsłudze, jak z pozoru dla każdego człowieka być powinno. Tacy ludzie - wrażliwi, inteligentni, o wyjątkowym postrzeganiu rzeczywistości, ze sporym potencjałem - są zazwyczaj mocno osadzeni mentalnie w wyższych wymiarach istnienia, oderwani zaś od tej materialnej strony. A przecież w duchowym świecie nie trzeba niewolniczej pracy i walki o byt każdego dnia jakiej doświadcza dziś wielu ludzi na Ziemi.

Tacy ludzie nie radzą sobie zazwyczaj zbyt dobrze z materialną stroną życia tu na Ziemi, takim, jakim proponuje go nam współczesna cywilizacja, a przynajmniej to, co w niej najbardziej afiszujące się.
Wieczne wiązanie końca z końcem z powodu kiepskich zarobków w męczącej i nic nie wnoszącej do własnego rozwoju pracy to nieraz prawdziwe piekło dla tych, dla których rozwój jest rzeczą naprawdę ważną.
Niektórzy prowadzą swoje firmy w klasycznym modelu dziania - czyli znowu walka o przetrwanie, walka z konkurencją i totalny brak czasu dla siebie i swoich bliskich. Powodzi im się dobrze, ale rozwój ducha zostaje znowu przystopowany, a człowiek taki staje się niewolnikiem systemu, w którym działa.
Perspektywa ciężkiej pracy niewiele mającej wspólnego z prawdziwym rozwojem osobistym, wykonywanej monotonnie dzień w dzień przez wiele lat tylko po to by moc jakoś przeżyć, a w końcu osiągnąwszy zaawansowany wiek otrzymać ochłapy w postaci mizernej emerytury - wydaje się przerażać bardzo wiele osób. I słusznie, bo nie jesteśmy stworzeni do bycia niewolnikami.

Chęć zmiany
Wszystko zaczyna się od tego, że w pewnym momencie mamy dość tego, co dotychczas funkcjonowało w naszym życiu i chcemy to zmienić. Zaczynamy więc się mobilizować, pracować ciężej czy w jakiś inny sposób ruszamy do boju, po upragnione i postawione przed sobą cele.
Najczęściej popełniamy wtedy jeden bardzo istotny jednak błąd. Otóż zaczynamy działać tak jak dotychczas, a przecież gdyby nasze stare metody i podejście było skuteczne, to nie tkwili byśmy w takiej czy innej sytuacji tu i teraz. Chęć zmiany musi się zatem wiązać z chęcią i gotowością zmiany swoich nawyków, a nawet wielu podstawowych przekonań, bo wysoce prawdopodobne, że to właśnie one trzymają nas w pułapce, nie pozwalając ruszyć dalej ze swoim życiem.
Kiedy myślimy o chęci zmiany, przychodzą nam najpierw oczywiste odpowiedzi co do tego co też powinniśmy w sobie zmienić. Zazwyczaj jednak te o wiele ważniejsze odpowiedzi wypieramy i trudno sobie nam je uświadomić, czy zaakceptować jako fakty, kiedy już przyjdą nam do głowy. Te pozorne odpowiedzi jak na przykład. "powinienem być bardziej systematyczny", skrywają pod swoją warstwą o wiele ważniejsze powody naszych dotychczasowych niepowodzeń, a odpowiedz – na przykład brak systematyczności jest powodowany o wiele bardziej fundamentalnymi przekonaniami w naszej psychice jak na przykład. przekonanie, że nic i tak nie trwa wiecznie, więc systematyczna praca niema sensu - czy też mogą być to jakieś lęki i traumy, które zaleczyliśmy ucieczką od systematyczności.
Nie da się tu przytoczyć dokładnych przykładów, ponieważ każdy z nas jest inny i inne wzorce w jego psychice powstały. Chcąc jednak zmienić naprawdę swoje życie - musimy poszukać głębiej, poza oczywistymi oczywistościami, bo gdyby to wystarczyło zapewniam was, że już dawno poukładalibyście swoje życie.

Postanowienie zmiany
Kiedy już postanowimy zmienić swój dotychczasowy sposób myślenia i działania, aby w końcu zacząć dokonywać zmian w swoim życiu, kiedy już jesteśmy pewni - chce działać, chce się dana rzecz zmienić - trafiamy na kolejną przeszkodę: środowisko.
Stare powiedzenie mówi "z jakim przestajesz takim się stajesz". Nasze całe otocznie jest tak naprawdę rodzajem "potwierdzaczy" naszych przekonań. Oczywiście niekoniecznie bezpośrednio, nie ze wszystkim zgadzamy się z ludźmi, których znamy, wręcz możemy całkowicie się nie zgadzać i nie identyfikować z nimi. Ale nie o to tutaj chodzi. Chodzi o wzorce przekonań, które w całości lub częściowo te osoby nam potwierdzają. Np. widząc ciężko pracujących ludzi potwierdza się nasze przekonanie, że to jest jedyny realny sposób na życie dla takich jak my. Czy też widząc marazm swojego otocznia, potwierdzamy sobie swoje przekonanie, że ludzie to bezwolna masa, stado baranów i świat jest w stanie totalnego upadku który nastąpi lada chwila. A ponieważ świat jest w stanie upadku, jakież mamy motywacje do działania, skoro brakuje nam wiary w ludzi. Sami przecież świata nie zmienimy, więc skoro ludzie to bezwolna otępiona masa, to znaczy, że i dla nas niema tu nadziei na lepszą przyszłość.
Otoczenie łączy się z naszymi przekonaniami o świecie. A zatem co zrobić? Zmienić otoczenie. I w tym momencie co niektórzy zaczynają robić? Próbują zmienić na siłę ludzi, których znają, tak by się stali, takimi, jakich byśmy ich chcieli. Taki pomysł przynosi jednak głównie srogie rozczarowanie. Co więcej ludzie, których znamy czując to, wykazują sporą dezaprobatę dla naszej nowej postawy i głębszych postanowień związanych ze zmianami. Spróbują więc nam to wybić z głowy. Możecie być pewni, że rozmawiając, spora część waszych znajomych podważy i zaneguje wasze nowe pomysły na życie, jeśli nie będą owe pomysły zgodne z dotychczasowymi wzorcami. Nasze otocznie jest niejako zmaterializowaną naszą podświadomością. Prawdopodobnie będzie protestowało przeciwko zmianom równie mocno, co nasza podświadomość - obie te kwestie są ze sobą bardzo mocno sprzężone.

Odwaga i konsekwencja
Aby dokonać prawdziwej zmiany swoim życiu takiej, której od dawna pragniecie, a z różnych powodów nie udawało się wam jej dotychczas zrealizować - będziecie musieli być gotowi utracić wszystko, co teraz macie. Gotowi, nie znaczy to jednak, że tak się stanie, ale też musicie się upewnić, że w razie czego się nie cofniecie. Inaczej niema sensu zaczynać. Zmieniając się bowiem, zmieniać się będzie to co do was pasuje, a to może oznaczać, że ludzie których uważaliście za bliskich sobie, nagle przestaną do was już pasować i coś się rozsypie. Całe ukształtowane życie zacznie drzeć w posadach jeśli NAPRAWDĘ zdecydujecie się na zmianę. Początkowo może wyglądać to nieprzyjemnie. Bo wasza podświadomość, poprzez wasze otocznie niejako może was próbować powstrzymać. Podświadomość nie przepada za zmianami wzorców, czasem trzeba być bardziej upartym niż ona, aby coś osiągnąć.

Wzory do naśladowania i błędne przekonania o ludziach.
Czasem chyba nie zastawiamy się dostatecznie uważnie, jak niektórzy ludzie, których podziwiamy jako niedoścignione wzory, osiągnęli swój sukces. Patrzymy na duchowych nauczycieli, Mistrzów, filozofów, wielkich mistyków i wydaje się nieraz, że oni przecież nie mieli wiele wspólnego z pieniędzmi, a wiec, jeśli są naszym wzorem to i my nie musimy, a może myślimy, że nawet nie powinniśmy żyć w dostatku, aby osiągnąć poziom Mistrzowski. Taki obraz duchowego mistrzostwa zaszczepiali od wieków głownie ci, którzy sami mieli władze i pieniądze, gdyż ludzi o takich przekonaniach łatwiej jest kontrolować.
Z drugiej strony patrzymy na biznesmenów i wszystkich wrzucamy do jednego worka negatywnych skojarzeń o zarabianiu, jakimi otoczenie, a prawdopodobnie wcześniej sami rodzice, wypchali nam głowy.

Tymczasem powinniśmy wyeliminować myślenie typu:
Mistrz duchowy = brak pieniędzy na drodze do mistrzostwa
Bogacz = brak wysokiego stopnia rozwoju duchowego i tkwienie w materii

Powinniśmy zamienić to na:
Mistrz duchowy = zrealizowany człowiek, dla którego dostatek stał się stanem naturalnym
Bogacz = człowiek, który dzięki swojemu rozwojowi duchowemu stał się mistrzem dostatku

Jeśli na powyższe zamienione przyporządkowania nie umiecie znaleźć potwierdzeń to tylko dowodzi, że musicie zmienić swoje otocznie i ludzi, których znacie, poszukać takich, którzy do powyższego opisu będą pasowali, bo inaczej zmiana i dostatek w naszym życiu, łączący się z wolnością (fizyczną i finansową) nigdy nie zagości u was.
Jeżeli brakuje wam dobrych wzorców, pomysłów na to jak tego wszystkiego dokonać, nie bójcie się szukać i pytać. Zawsze chętnie pomagam, bo wiem, że pomagając innym pomagamy jednocześnie samym sobie. Tak wygląda prawo duchowego rozwoju - równowaga o czym miedzy innymi pisał multimilioner Robert Kiyosaki w swojej książce "Szkoła Biznesu - Dla Ludzi Którzy Lubią Pomagać Innym".
Skojarzenia z tym, że jeden musi stracić by drugi zyskał, to element niewolniczego paradygmatu, jaki chce się nam na Ziemi wcisnąć od dawna. Ale my, duchowi poszukiwacze jesteśmy tu na ziemi by dokonać tej pozytywnej zmiany, a zmieniając siebie, zmieniamy świat. Pomagając innym - pomagamy sobie. Pomagając sobie - pomagamy innym. Jak widzicie działa to jednocześnie w obie strony. Jedyny wymóg to to, że to my, a nie ci inni musimy POSTANOWIĆ i zacząć REALIZOWAĆ ową zmianę.

Realizując zmiany na lepsze.
Kiedy już zaczniecie realizować zmiany w swoim życiu, będąc świadomymi powyższych zagadnień pamiętajcie, że tak jak powinniście akceptować to co odchodzi, tak powinniście być jednoczenie otwarci na to co może do was przyjść. Zauważyłem, że tak naprawdę każdego dnia człowiek dostaje dziesiątki szans od życia, czasami nawet setki. Decydujemy się na wykorzystanie chyba jednej na milion. Wszystkie pozostałe nawet nie uznajemy za szansę, dlatego większości z was wydawać się teraz może nieprawdopodobne to, co właśnie napisałem. Ale przecież, co chwile widzimy jakąś osobę, spotykamy, uzyskujemy kontakt z kimś, dostajemy do dyspozycji jakieś nowe materiały, słyszymy jakieś historie z takiego czy innego medium - wszystko to są nasze szanse. Spotykamy fajną osobę - to my decydujemy czy przejdziemy obok czy z nią porozmawiamy - a może to by była nasza wielka miłość? A może świetny partner biznesowy? A może? Możliwości jest wiele, ale my zakładamy to co uważamy za najbardziej prawdopodobne i czego się spodziewamy po ludziach - czyli niewiele dobrego i dlatego niewiele dobrego też dostajemy.
Szanse są wokół nas - to my ustalamy filtr tego, co przyjmujemy, a co odrzucamy jako te szanse i powiadam wam - większa otwartość i uważność, a zdziwicie się ile szans czeka dosłownie tuż obok. To trochę jak w komedii "Jestem na Tak". Gdybyśmy wiecznie nie odmawiali i nie rezygnowali z pojawiających się przed nami możliwości, to nasze życie wyglądałoby o wiele ciekawiej. Oczywiście zawsze trzeba pozostawić sobie pewną dozę krytycyzmu, bo jak w owym filmie, zgadzanie się na wszystko nie zawsze wyjdzie nam na dobre, ale to znowu analogia do naszego życia, bo jakby nie patrzeć - jeśli jesteśmy z niego niezadowoleni - to znaczy, że zgodziliśmy się na niewłaściwe szanse. Szanse są bowiem pozytywne i negatywne. Ktoś daje wam szansę wyzwolenia, ktoś inny wam daje szanse bycia niewolnikiem. Ludzie wybierają to co im się wydaje bardziej "realne", a jeszcze raz powtórzę - z kiepską opinią o świecie, ciężko jest realnymi określać szanse pozytywne, dlatego ludzie wybierają te "znośne" byle tylko jakoś żyć.
A my powinniśmy być bezkompromisowi w pewnym sensie. Nie da się być inną osobą na pół etatu. Albo się zmienimy, albo zostaniemy w starym paradygmacie i tyle. Cały trik polega na tym, że zazwyczaj się targujemy, chcemy zachować nasze stare wzorce i przekonania i jak najmniej się zmienić, tylko tyle by wystarczyło zrealizować nasze cele. To się bardzo rzadko udaje. Albo działamy, albo nie działamy - czarne albo białe - albo zmiana albo brak zmiany. Jeśli mówimy o prawdziwych wyraźnych i znaczących dla naszego życia zmianach - to zmiana wewnętrzna też musi być prawdziwa, radykalna, całkowita i wyraźna.

W pewnym momencie rozwoju wewnętrznego uświadamiamy sobie iluzoryczność własnego, wytworzonego Ja, oraz potrzebę kontaktu z czymś więcej niż własne ego.
W takiej sytuacji człowiek zazwyczaj sięga po szereg materiałów i technik medytacyjnych oraz różnego rodzaju praktyki, za których pomocą ma nadzieję dotknąć nienazwanego absolutu, poczuć jedność z wszechświatem i zwyczajnie wyjść z ograniczeń własnej jaźni.

W pewnym momencie wiesz już na pewno – tak patrzę z perspektywy ograniczonego Ja, które powstało na drodze mojego życia. Wiem, wierzę, że można poza to Ja wyjść, wyzbywszy się tym samym iluzorycznych ograniczeń ego, ale dlaczego mi się to nie udaje?

W tym tekście postaram się na to pytanie chociaż częściowo odpowiedzieć.

Skoro doszliśmy do etapu, kiedy wiemy, że poza swoim ego, perspektywą oglądania świata z poziomu iluzorycznego, wykreowanego ja, istnieje coś znacznie większego i bardziej wartościowego – czysta kosmiczna świadomość – należy sobie zadać pytanie, co nas od niej odgradza.
Iluzorycznym wszechświatem - bo tak można nazwać naszą przestrzeń, w której żyjemy - rządzą dwa podstawowe uczucia. Strach i Miłość.
Te uczucia determinują nasze działania, rozbijają się na różne warianty swoich przekształceń, ale u podstaw naszego działania zawsze pozostaje Strach lub Miłość.
Niema co się oszukiwać, współczesny człowiek został zbudowany w głównej mierze na Strachu i pełen jest instynktów samozachowawczych na nim opartych.
Jeden z tych instynktów, instynkt przetrwania połączyliśmy z naszym ego. A nasze Ego uznawaliśmy przez bardzo długi czas za nas samych.
Ego więc dąży do przetrwania, bo człowiek dąży do przetrwania.
I nieważne, jakie jest to ego, ego ma nawyk trwania i samokontynuacji.

Teraz na chwilę przejdźmy do drugiego wątku, który pozwoli nam dotrzeć do poszukiwanej odpowiedzi.
Kiedy czytasz ten tekst co robisz? Myślisz, analizujesz? A może wywołuje on w Tobie jakieś uczucia? A może.. koncentrujesz się na czymś zupełnie innym? Co Twój umysł będzie robił gdy skończysz czytać?

Wszystko, co robi Umysł dopóki jest oparty na iluzorycznym Ego, jest tak naprawdę formą ucieczki od prawdziwej rzeczywistości.

Dlaczego? Ponieważ Ego chce trwać, ale prawdziwe pierwotne i bycie świadomości wszechświata odbywa się cały czas niezależnie od iluzorycznego ego, a my jesteśmy jego częścią, nieważne jak daleko uciekniemy od uznania tego faktu.

Byt, z którego się wyłaniamy istnieje cały czas i znajduje się poza tym, co postrzegamy. Dlaczego? Bo jak wspomniałem umysł znajduje się w stanie nieustannej ucieczki, którą czasem omyłkowo nazywamy życiem i byciem jako Ja.
Dlaczego nazwałem to ucieczką? Ponieważ człowiek nie umie stanąć i od tak tego przerwać. Coś mu w nim samym na to nie pozwala. A zgodnie z podstawowymi założeniami, że u podstaw kieruje nami Miłość lub Strach, oczywistym się wydaje, że umysł się boi na to pozwolić.

To bardzo wymagające i wyczerpujące dla nas wiecie o tym?
Umysł każdego człowieka tworzy Matrix.

Matrix - tu posługuję się określeniem ze znanego chyba wszystkim filmu, które obrazuje trwającą fikcyjną rzeczywistość, którą człowiek uznaje za prawdziwą.
Matrix nie jest tworzony przez osoby z zewnątrz, przez rząd, religię, czy naukowców. Matrix każdego człowieka wytwarza wyłącznie jego własny umysł, dzień po dniu, minuta po minucie, sekunda po sekundzie.
To, że stykamy się z Matrixami, w których żyją inni ludzie jest tylko wynikiem tego, że do własnego „Matrixa” postanawiamy podświadomie wpuścić i dodać te elementy, które ostatecznie tworzą naszą pozornie – wspólną rzeczywistość.

Umysł jednak by trwać w stanie ograniczonego ja – musi się bardzo starać. Przecież, jeśli istniejemy w polu nieskończonego Bycia i z niego się wyłaniamy jako osobowości, to jak fale na wodzie, potrzebujemy energii by zaistnieć i jak fale na wodze potrzebujemy dalszego wysiłku by dalej „falować”, czyli trwać w stanie bycia ową formą.

Iluzoryczne ego to fala na wodzie. Kiedy spojrzysz w głębiny owej wody, co widzisz?
Kiedy patrzysz poprzez fale – im bardziej wzburzone – tym mniej wyraźny obraz głębi widzisz.
Tak samo jest z człowiekiem, który poszukuje jedności z tym, z czym w rzeczywistości od zawsze stanowi jedność, a jedynie popadł w iluzję oddzielania.

Fale na owym bezkresnym ocenie Bycia Wszechświata są jednak tylko kształtem, obrazem, formą i stanową cały czas część znajdującego się pod nimi bezkresu.
My zaś analogicznie do przykładu fali – również jesteśmy bezkresem, który jednak notorycznie ubiera się w kształty i formy, a robi to już na tyle długo, że zaczęliśmy myśleć, że jesteśmy owym kształtem i formą.
Kiedy więc chcemy to zmienić, spotykamy się z wewnętrznym oporem, którego bazą jest Strach. Bo nasze Ja uznało już, że jest formą, kształtem i z tym się utożsamia. Nie chce więc porzucić samego siebie, dla Ego to wręcz niemożliwe – zniszczyć ego za pomocą... ego? Widzicie to?

Czym jest kształt i forma, które nas ograniczają?
Wbrew pozorom nie chodzi o nic materialnego. Chodzi o to, co zawarte w Umyśle.

Wyłoniwszy się z bezkresu, przybrawszy kształty i formy, a następnie utożsamiwszy się z nimi, zaczęliśmy postrzegać świat przez owe kształty i formy. Tym samym automatycznie znaleźliśmy się w pułapce ograniczonej i zniekształconej percepcji.

Kiedy zasiadasz do medytacji aby zjednoczyć się z wszechświatem co się dzieje?
Być może przychodzą jakieś myśli? Myślisz o czymś i to Cię pochłania? Być może uczucia? A może zasypiasz? A może... masz wrażenie jakbyś się zagapił? Dryfujesz?
Czy mamy doczynienia z myślami, czy z tak zwanym popadaniem umysłu w stan nieświadomości lub półświadomości – są to w rzeczywistości oblicza tego samego.
Tak – czy myślisz – czy nie myślisz – twój umysł robi dokładnie to samo – UCIEKA OD BYCIA.
Ucieka od choćby trochę mniej zafalowanego obrazu nieskończoności. Dlaczego? Bo się boi. Umysł człowieka w procesie życia nieustannie ucieka w iluzoryczne bycie, ponieważ boi się zniknąć jako forma, z którą się utożsamił. Więc nieustannie produkuje nam nasz własny Matrix.
Oczywiście uciec od pierwotnego Bycia się nie da. My nigdzie się nie przenieśliśmy, nie odeszliśmy, nie odłączyliśmy się w gruncie rzeczy, ale poddaliśmy się własnej samokontynuującej się iluzji, którą z czasem nazwaliśmy „normalnym życiem”. Zaczęliśmy wierzyć w jej „wyższość”, a z czasem pierwotny stan Bycia stał się tylko mglistym wspomnieniem, lub wręcz legendą, w którą nie każdy wierzy.

Jesteśmy jednak tak blisko pierwotnej czystej świadomości wszechświata, stanu BYCIA jak fala jest blisko bezkresu oceanu. Wszak fala jest kształtem na owym oceanie, w nieustannej styczności z jego bezkresem i nie mogłaby istnieć, bez owego bezkresu.
Ale człowiek jako ta obrazowa fala, widzi tylko swój kształt, a nie to, z czego ten kształt wychodzi.

Jak dostać się w obszar poza formą i kształtem?
To jest coś, na co trudno odpowiedzieć słowami, bo słowa to formy i kształty. Mogę jednak spróbować wskazać kierunek.
Jeśli zaistnieje w człowieku wola kontaktu z głębią wszechświata znajdującą się poza formą może spróbować się skupić na tym czymś, czego nie mogę tutaj nazwać. Nie jest to bowiem pustka. Pustka to koncepcja, tak jak napisałem o stanach nieświadomości i półświadomości. Jest to wytwór tak samo jak każda inna forma. Nie szukamy wiec formy pustki.
Ludziom się nieraz wydaje, że przeciwieństwem iluzji świata formy i kształtów – jest stan pustki. Ale zazwyczaj, kiedy o tym mówią przywołują w rzeczywistości – obraz – formę pustki. Ich pustka jest na przykład czarna, ma nawet czasem określoną temperaturę. :) Czasami zaś ta pustka jest na przykład stanem nieświadomości. Czyli znowu formą.

To z czego się wyłaniamy JEST.

Tutaj zaryzykuję pewną umysłową łamigłówkę, która przyszła do mnie w medytacji, nad którą i Wam polecam chwilę pomedytować:
Nie istnieje nic, co nie istnieje.
W istnieniu niema miejsca na nieistnienie.
Podstawową właściwością wszechświata (nie tylko tego fizycznego, ale całości) jest istnienie.
Nie istnieje wiec nic, co nie istnieje, bo w istnieniu niema miejsca na nieistnienie. Nieistnienie to istniejąca koncepcja.

Wróćmy jednak do poszukiwania kontaktu z czystym Istnieniem. Aby to zrobić jak wspomnieliśmy wcześniej należy szukać tego, co poza formą.
Poza myślami, ale także poza brakiem myśli. Poza pustką i poza jej wypełnieniem.
Pustka i to co ją wypełnia są bowiem dwoma biegunami tej samej iluzoryczne rzeczywistości.
Co pozostaje kiedy usuniemy formę, ale usuniemy też pustkę która jest drugim biegunem iluzorycznej rzeczywistości. Co pozostanie?
To pytanie pozostawiam Waszym poszukiwaniom.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz