niedziela, 13 marca 2011

Atlantyda na Atarktydzie

Rand Flem-Ath jest jednym z najbardziej interesujących badaczy szukających potwierdzenia istnienia mitycznej Atlantydy. Swoje poszukiwania rozpoczął w 1976 r. Kończył wówczas studia bibliotekoznawcze i planował napisanie książki SF na temat przybyszów z kosmosu, którzy aby ukryć się na Ziemi zostali zahibernowani w lodach Antarktydy. Podczas obmyślania tematu przyszło mu do głowy, że mityczna Atlantyda może być także ukryta pod lodową skorupą szóstego kontynentu. Flem-Ath nie wiedział w tamtych czasach zbyt wiele o Atlantydzie i zaczął zbierać rozmaite informacje na temat tej zaginionej cywilizacji, począwszy od słynnego opisu Platona w dialogu Kritiasz. Opis położenia Atlantydy zostawiony przez Platona był początkowo dla Flem-Atha niezrozumiałym bełkotem. Któregoś jednak dnia zaświtała mu w głowie idea, że jednak być może Platon miał rację i jego opis jest jak najbardziej konkretny i realny, jeśli uznać, że miejsce w którym była Atlantyda jest… Antarktydą!

Gdy popatrzeć na świat z punktu widzenia Antarktydy to jest ona otoczona jednym wielkim oceanem i dopiero gdy popatrzymy na świat z naszego punktu widzenia dzielimy ten ocean na 3 części: Atlantyk, Pacyfik i Ocean Indyjski. Relacja Platona, jak wiadomo, ma swoje źródło w tradycji egipskiej. Ci co ocaleli z upadku Atlantydy, mieli znaleźć schronienie w Egipcie. Tak wiec patrząc na Atlantydę w sposób w jaki opisywał ją Platon nieoczekiwanie pasuje do niego współczesna Antarktyda. Jest ona potężnym lądem, przypominającym kształtem koło i jest jak Atlantyda otoczona olbrzymim oceanem. Za oceanem miał znajdować się następny ląd, którym w tym przypadku była reszta świata. Jeśli spojrzeć na mapę, na której Antarktyda będzie zaznaczona w samym jej centrum, to zobaczymy, że jest ona wielką wyspą otoczoną masami wody za którymi znajdują się kolejne kontynenty. Nieoczekiwanie relacja Platona staje się bardzo realistyczna.

Z encyklopedii wiadomo, że Antarktyda jest pokryta lodem przez ostatnie 55 mln lat. Oznacza to, że możliwość istnienia wysokorozwiniętej cywilizacji na tym kontynencie jest bardzo niewielka. Platon napisał, że Ateńczyk Solon ok. 600 r. p.n.e. usłyszał historię o Atlantydzie od egipskiego kapłana, który umiejscowił czas opowiadanych wydarzeń na 9 tys. lat wcześniej. Daje nam to datę 9600 r. p.n.e. i w tym czasie jak wiadomo na ziemi doszło do wielu głębokich przemian. Był to koniec epoki lodowcowej, pokrywa lodowa pokrywająca Amerykę Północną topniała w bardzo szybkim tempie. Poziom wody w oceanach wzrastał dramatycznie szybko. W tym samym czasie wyginęło także wiele gatunków zwierząt a człowiek powoli rezygnował z koczowniczego trybu życia, wynalazł rolnictwo i osiadł w jednym miejscu.

Co więc wydarzyło się w 9600 r. p.n.e.? Flem-Ath uznał że odpowiedź na to pytanie tkwi w mitologii, do której dostęp miał także Platon. Flem-Ath postanowił sprawdzić, czy jest w stanie wytłumaczyć historie upadku Atlantydy za pomocą mitologii, jednocześnie zakładając, że miejscem jej położenia była Antarktyda. Dla bibliotekarza zadanie to było nietrudne do wykonania. Szczególną uwagę postanowił skupić na potopach, bo wzmianki o tym wydarzeniu pojawiały się w wielu rozmaitych mitologiach. W opisach potopu zwrócił on uwagę na dwa interesujące czynniki. Pierwszym z nich były zmiany na niebie ze szczególnym uwzględnieniem położenia Słońca. Wzmianki o tym można odnaleźć w większości opisów potopu. Drugim elementem interesującym go w tych historiach, były informacje o raju utraconym lub o rajskiej wyspie.

Jednym z pierwszych a zarazem najsłynniejszych teoretyków istnienia Atlantydy był Ignatius Loyola Donelly, Amerykanin, który napisał książkę pt. „Atlantis: Antedeluvian World” („Atlantyda: świat przed Potopem”). Ustalił on miejsce istnienie Atlantydy gdzieś na Oceanie Atlantyckim co zawężało teren poszukiwań zaginionego lądu. Flem-Ath doszedł do wniosku, że być może śladów Atlantydy trzeba szukać także najdalej jak to jest możliwe od Platona , starożytnej Grecji i Egiptu. W kanadyjskiej Kolumbii Brytyjskiej mieszkają plemiona Indian, które od czasów prehistorycznych zamieszkują te tereny. Jednym z nich jest plemię Okanagon, które w swoich legendach ma przekaz o miejscu zwanym Suma Tui Ula, która była wyspą gdzieś na środku oceanu uznawana przez Indian za utracony raj. Przodkowie Indian mieli mieszkać na tej wyspie, która została w końcu zniszczona przez potop i ludzie musieli ją opuścić. Nieoczekiwanie okazało się, że Indianie dysponują niemalże identyczną historią jak Platon. Idąc dalej tym śladem, podobną opowieść można znaleźć w kulturze japońskiej gdzie raj utracony nazywa się Onogoro Jima, która była wyspą w miejscu gdzie dziś znajduje się biegun. Nazwa ma podobne brzmienie do tej używanej przez kanadyjskich Indian mimo, że nie ma z dialektem indiańskim nic wspólnego.

Najstarszą cywilizacją znaną archeologii, jest cywilizacja sumeryjska. Tam również można znaleźć zapis o utraconej rajskiej wyspie zwanej Aryana Vaejah (której brzmienie w jakiś sposób znów pokrywa się swoim rytmem z nazwami używanymi przez inne kultury), która miała zostać zniszczona przez potop a potem pokryć się śniegiem i lodem! Tak więc motyw rajskiej ojczyzny, wyspy położonej na środku oceanu w pobliżu dzisiejszych biegunów, którą zniszczyła wielka powódź i została pokryta śniegiem i lodem a ludzie musieli ją opuścić i osiedlili się na innych lądach – ma swoje ślady w legendach wielu kultur na całym świecie. Wyjaśniałoby to ekspansję człowieka na różnych kontynentach ale kłoci się to z pojmowaniem wędrówek ludów przez dzisiejszą naukę.

Flem-Ath twierdzi, że epoka lodowcowa nigdy się nie skończyła i wciąż panuje w tych partiach ziemi, które znajdują sie w strefach polarnych. Jest więc ona na Grenlandii, w Arktyce, w części Syberii, północnej Alasce i Kanadzie a także oczywiście na obszarze całej Antarktydy. W 1958 r. prof Charles Hapgood wydał książkę pt. „Earth Shifting Crust” w której rozważa możliwość uskoku skorupy ziemskiej a przez to przemieszczania się całych kontynentów. Ostatnie takie przesunięcie spowodowało wyjście ze strefy polarnej Ameryki Północnej i gwałtowne topnienie lodowca na obszarze tego kontynentu. Inne tereny jak np. Syberia – zostały gwałtownie przesunięte do strefy polarnej, co tłumaczy masowe wymieranie wielu gatunków zwierząt. To samo miało miejsce na półkuli południowej.

W 2004 dziewięciu rosyjskich naukowców z Rosyjskiej Akademii Nauk opublikowało artykuł w magazynie Nature (który jest jedną z najbardziej prestiżowych publikacji na świecie) o odkryciach jakie dokonano na półwyspie Jamał na Syberii. W miejscu tym 30 tys lat temu żyli ludzie, którzy polowali na zwierzęta, które dziś nie byłyby w stanie żyć w surowym klimacie tundry. Tereny te 30 tys. lat temu znajdowały się w strefie umiarkowanej. Jedyne zwierzęta, które przetrwały nagłe oziębienie się klimatu to renifery i arktyczne lisy. Jeśli więc skorupa ziemska przesunęła się na półkuli północnej, to musiało to mieć swoje odzwierciedlenie na półkuli południowej. Na tej podstawie można stwierdzić, że jeśli 30 tys lat temu życie kwitło w północnej Syberii (za dzisiejszym kołem polarnym) to było ono także możliwe na Antarktydzie. Kilka lat temu przewiercono się przez lody Grenlandii i znaleziono pod nimi igły sosnowe, trawy, liście rozmaitych roślin. Tak więc wynika z tego, że Grenlandia w którymś momencie swojej historii była rzeczywiście zieloną wyspą, porośniętą lasami i bujną roślinnością co dodatkowo potwierdza teorię Hapgooda o przesuwaniu się skorupy ziemskiej.

Grenlandia ma na sobie 90% zlodowacenia całej półkuli północnej. Co ciekawe, tak jak nad Saharą prawie nigdy nie padają deszcze, tak nad centralną Grenlandią nie padają śniegi. Jest więc ona czymś w rodzaju polarnej pustyni. Identyczna sytuacja ma miejsce w Zachodniej Antarktydzie, dokładnie po przeciwnej stronie ziemi. Tam również nie tylko nie pada śnieg, ale znajduje się najgrubsza warstwa lodu na południowej półkuli. Dzieje się tak dlatego, że warunki pogodowe na ziemi mają swoje źródło na Pacyfiku i przesuwają się na wschód unosząc ze sobą masy wilgotnego powietrza. Cała wilgoć jaką niosą prądy powietrzne wyczerpuje się jednak w czasie tej drogi i na Grenlandię nie spada już ani płatek śniegu. 12 tys lat temu było zupełnie inaczej. Biegun północny znajdował się w miejscu dzisiejszej zatoki Hudsona w Kanadzie. Oznacza to, że pogoda kształtowała się w zupełnie inny sposób. Wówczas olbrzymie ilości wilgoci z rejonu Atlantyku zrzucały masy śniegu na Grenlandię ale także Antarktydę, budując potężną pokrywę lodową.

Charles Hapgood uważał początkowo, że główną przyczyną przesuwania się skorupy ziemskiej jest ciężar lodowców na biegunach, który wchodził w reakcję z ruchem wirowym ziemi. Aby się co do tego upewnić rozpoczął korespondencję na ten temat z Einsteinem. Einstein nie zgodził się jednak z tym twierdzeniem. Uważał, że ciężar lodu jest niewystarczający by móc wywołać tak poważne zmiany. Nie zgadzał się również z teorią, że takie przesuwanie się skorupy ziemskiej jest w stanie wywołać pojawienie się innej planety w naszym Układzie Słonecznym. Wg. niego siła grawitacyjna takiej planety rozerwałaby Ziemię na kawałki. Wszystko wskazuje więc na to, że główną przyczyną zmian na powierzchni Ziemi jest… Słońce. Tak jak huragany pustoszą od czasu do czasu Ziemię, podobnie na Słońcu mają miejsce słoneczne tajfuny, które trwają przez długi okres czasu, wywołując elektromagnetyczną burzę i wysyłając naładowane cząsteczki poprzez cały Układ Słoneczny. Ziemia jest na takie uderzenia bardzo podatna, bo jest ona magnesem. Stabilna siła jest więc aplikowana przez Słońce skorupie ziemskiej poprzez jeden z biegunów. Energia wędruje wówczas do centrum ziemi, rozgrzewa ziemskie jądro i rozpuszcza tą warstwę ziemskiego płaszcza która łączy go ze skorupą ziemską. Wówczas skorupa ziemska może ulec przesunięciu. Kiedy na Słońcu kończy się tajfun i burza elektromagnetyczna słabnie, wówczas warstwa pomiędzy płaszczem ziemskim a skorupą tężeje i wszystko wraca do normy a ziemia stabilizuje się. Teoria tajfunu słonecznego odpowiada na wszystkie pytania jakie postawił Einstein, gdy szukał on uzasadnienia możliwości przemieszczania się skorupy ziemskiej. Einstein teorię uskoku skorupy ziemskiej nie tylko akceptował, ale napisał nawet przedmowę do książki Hapgooda.

Opisane wyżej zjawisko spowodowało 9600 lat p.n.e. przesuniecie się skorupy ziemskiej, dzięki czemu przykryta lodem Ameryka Północna nieoczekiwanie stała się lądem mogącym podtrzymywać życie a Antarktyda nieoczekiwanie stała się ofiara zlodowacenia. Tajfun słoneczny jest najprawdopodobniej zjawiskiem cyklicznym i następuje w sposób regularny. Być może cały proces przesunięcia się skorupy ziemskiej ma przyczynę w centrum naszej galaktyki, które wysyła naładowane cząsteczki w kierunku naszego Układu Słonecznego. Cząsteczki te są absorbowane przez Słońce, przez co naruszają jego normalne funkcjonowanie. 2012 być może będzie rokiem w którym Słońce będzie bardziej aktywne niż zwykle a Ziemia znajdzie się dokładnie na przeciwko płaszczyzny międzygalaktycznej, co może wywołać opisane przez Charlesa Hapgooda konsekwencje. Jest to jednak tylko spekulacja. To co jednak nie jest spekulacją to fakt braku śniegu na Grenlandii i w Zachodniej Antarktyce, masowe wyginięcie zwierząt w okolicach kręgu polarnego i brak większych zmian tego typu w Afryce i na południowym Pacyfiku.

W historii Platona o Atlantydzie egipski kapłan, który opowiadał historie zaginionej cywilizacji Solonowi, wspomniał także, że ludzkość przetrwała wiele katastrof w swojej historii. Oprócz przesuwania się skorupy ziemskiej ziemie trapiły uderzenia meteorów i komet, które miały swój głęboki wpływ na historię naszej planety. Jeśli przesunięcie się skorupy ziemskiej rzeczywiście miało miejsce, to Atlantyda (której położenie znajdowałoby się w miejscu w którym dziś jest Buenos Aires) nie tyle zostałaby zatopiona, co zalana wodami oceanu, którego poziom zaczął gwałtownie rosnąć po tym jak lodowa czapa zaczęła topnieć na obszarze Ameryki Północnej. Reszty dokonały masywy lodowe, które zamieniając Atlantydę w Antarktydę, wcisnęły ją swoją waga pod wodę

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz