czwartek, 1 marca 2012

Tusk poinformował, że i tak musimy przyjąć GMO

Polska musi przyjąć GMO, a właściwie już trochę przyjęła, na przykład na rynku pasz. Oczywiście argumentacja dlaczego Polska musi, jest łatwa do przewidzenia. Nie możemy zabronić GMO, ponieważ uniemożliwia nam to prawo unijne. Premier Tusk, jak sam mówi, może i by chciał, ale nie może, bo ma związane ręce.


Wypowiedzi premiera towarzyszą procedowaniu w Sejmie poprawionej przez Prezydenta Komorowskiego Ustawy o nasiennictwie. Jakoś trudno sobie wyobrazić Prezydenta Komorowskiego, jako chroniącego Polskę przed GMO, ten postój ustawy umożliwił rozpoczęcie drugiej fazy lobbingu na rzecz możliwości rozkręcenia przez koncerny biotechnologiczne gorączki GMO w naszym kraju.

Przypomnijmy, że w krajach, w których operuje Monsanto, wiodący dostawca nasion GMO, korporacja uważa nasiona za swoją własność intelektualną strzeżona patentem. Każdy rolnik podpisuje dokument, w którym zobowiązuje się do nie obsiewania pola pozyskanym w uprawie nasieniem roślin. Monsanto wynajmuje detektywów, którzy ścigają rolników nawet wtedy, gdy znajdą fragment pola z roślinami odpowiadającymi ich opatentowanemu genotypowi. Często są to rośliny wiatropylne, więc istnieje ryzyko samo zapylenia a wręcz skażenia zmutowanymi roślinami tych zdrowych a to dodatkowo będzie wystawiało rolnika na odpowiedzialność karną.

Premier Tusk stwierdził, że Polska nie powinna się stać państwem, które promuje takie rozwiązania, ale raczej takim, które poszukuje ostrożnych rozwiązań, które pozwolą wyeliminować problemy wynikające z modyfikacji genetycznych. Premier dodał, że uważa, iż wokół GMO narosło wiele szkodliwych "mitów i nieporozumień" a sprawa jest wyzwaniem cywilizacyjnym.

Tusk intuicyjnie skojarzył sprawę GMO z ACTA sugerując podobny stopień społecznej świadomości i zorganizowania obywatelskiego. Skojarzenie z ACTA jest bardzo słuszne, bo wprowadzenie opatentowanych nasion  spowoduje, że ACTA zaczną obowiązywać również na rynku nasiennictwa.

Już w tej chwili w Polsce nie da się kupić paszy dla zwierząt nieopartej o GMO. Rolnicy z hodowli ekologicznych sprowadzają pasze z Niemiec. Istnieją też wątpliwości czy uprawy GMO nie są przypadkiem i tak obecne na naszych polach. Wiele hektarów kukurydzy wygląda jak GMO, są tam prowadzone specjalne opryski przypominające proces technologiczny zasiewu nasion typu Rundap Ready, czyli zasiew oprysk, porażenie wszystkiego, co rośnie oprócz kukurydzy.

Przytaczaliśmy już kiedyś historię rolnika z Mazur, który chciał ulżyć żonie i w przydomowym ogródku spryskał tym środkiem, który wraz z nasionami kukurydzy kupuje się w "Centrali". Skutek był taki, ze wszystko, co urosło było bardzo mizerne albo nie urosło wcale. Takie efekty może dawać glifosat stosowany też w Rundapie albo też jakaś forma pochodna tego herbicydu. Takie obserwacje powodują, że warto sobie zadać pytanie czy tego GMO przypadkiem już tu nie ma a to, co próbują zrobić w ustawie o nasiennictwie jest po prostu przyklepaniem istniejącej sytuacji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz