niedziela, 12 czerwca 2011

Ukryta historia

Klaus Dona jest Austriakiem i jego życie przez lata upływało na całkiem interesującej pracy,  polegającej na wystawianiu dorobku austriackiej kultury w rozmaitych egzotycznych zakątkach świata. Znakomitym miejscem do promocji Austrii okazała się Japonia.  Klaus Dona zorganizował tam aż 26 wystaw. Pokonując olbrzymie międzykontynentalne dystanse, Dona zabijał czas czytając książki – początkowo Dänikena a później i innych autorów mających alternatywne spojrzenie na historię świata. Historie te były ciekawe, pochłaniające, ale dla wychowanego w duchu logiki i porządku Austriaka trudne do uwierzenia. Wpadł wówczas na pomysł, by spróbować zgromadzić wiele takich kontrowersyjnych artefaktów w jednym miejscu i wykorzystując swoje muzealnicze doświadczenie, pokazać je światu.
Miejsce na taką wystawę znalazł oczywiście w swoim swoje rodzinnym mieście – Wiedniu. Dona wraz z przyjacielem Reinhardem Habeckiem po przeczytaniu ogromnej masy materiału, dokonali selekcji 350 artefaktów, które chcieli wystawić i napisali listy do ich właścicieli (były to w większości muzea), z prośbą o ich wypożyczenia na czas ekspozycji. Listy z prośbą podpisał także dyrektor muzeum wiedeńskiego, w którym miała się odbyć cała impreza. Na 350 próśb o wypożyczenie eksponatów tylko jedna prośba została rozpatrzona pozytywnie. Do otwarcia wystawy wciąż pozostawało półtora roku, ale trudno było wierzyć w jej powodzenie z zaledwie jednym eksponatem.
Klaus Dona jednak jest człowiekiem niezwykle upartym. Nie chcąc się poddać, zaczął podróżować głównie za ocean, do obu Ameryk w poszukiwaniu interesujących przedmiotów z kontrowersyjnym rodowodem, które mógłby pokazać na swojej wystawie. Przez półtora roku, jakie pozostały do jej otwarcia, udało mu się zgromadzić 470 interesujących i niecodziennych przedmiotów o często niezwykle tajemniczym pochodzeniu.
Większość z nich pochodziła z kolekcji prywatnych i nigdy wcześniej nie była wystawiana publicznie. Każdy eksponat badany był wnikliwie przez wiedeńskich naukowców, którzy część zbioru zakwalifikowali jako zwykłe oszustwo. Wystawa udała się jednak znakomicie i cieszyła się olbrzymim zainteresowaniem Wiedeńczyków. Zachęcony sukcesem Klaus Dona zorganizował następną taką samą w Szwajcarii a kolejną w Korei. Obecnie pracuje on nad podobnym pokazem w Chinach.
Jednym z ulubionych artefaktów Dony jest niewielka piramida z wymalowanym na jej stożku okiem, podobna do tej, jaką można zobaczyć na banknocie jednodolarowym. O piramidzie opowiedział Donie krajan , który mieszkał w Ekwadorze i był tam lekarzem, ale także szamanem.
Piramida była znaleziskiem inżyniera pracującego w La Mana, dla brytyjskiej firmy poszukującej minerałów. Inżynier odkrył sieć podziemnych tuneli a w nich ok. 350 eksponatów, z których znakomita większość nie miała żadnego związku z żadną kulturą prekolumbijską na tym terenie. Piramida od razu zwróciła na siebie uwagę Dony. Miała nie tylko masońskie oko ale także 13 stopni – identycznie jak na dolarze. Piramida miała kolor terrakoty, jednak oświetlona lampą ultrafioletową momentalnie zmieniała kolor(!) ukazując bardzo wyraźnie elementy, które tworzyły kompozycje na jej bokach. Szczególnie efektowne było oko, które w świetle UV rozbłyskiwało złotem i zielenią.
Klaus Dona widząc z jakim skarbem ma do czynienia, natychmiast poprosił o wypożyczenie mu 40 artefaktów, które chciał pokazać na swojej wystawie. Właściciel zgodził się, ale ostateczną decyzje miał podjąć po zezwoleniu uzyskanym od Louisa Viracochy, który decydował w Ekwadorze w kwestiach losów materialnej kultury miejscowych Indian, w szczególności przedmiotów dotyczących kultury duchowej. Następnego dnia Louis Viracocha spotkał się z Doną i właścicielem artefaktów i bez ceregieli wydał decyzję, że wskazane przedmioty nie mogą opuścić Ekwadoru.
Dona rozpaczliwie próbował go przekonać i wówczas Viracocha wyjął z zebranej kolekcji niewielki talerzyk ze spiralą w środku, która do złudzenia przypominała logo wystawy organizowanej przez Klausa. Viracocha zaczepił na sznurku kawałek magnesu i wręczył go austriackiej ekipie. Każdy z 3 kolegów Klausa Dony miał trzymać magnes na sznurku nad centrum talerzyka. Wówczas magnes zaczynał wirować by w końcu zataczając coraz większe kręgi nad talerzykiem wyjść poza jego brzegi. Jako ostatni próby z magnesem dokonał sam Dona. Nieoczekiwanie w jego przypadku magnes stał w miejscu jak zaklęty nie próbując nawet drgnąć. Viracocha był zaskoczony i wyraźnie zbity z pantałyku. Próbę ponowiono jeszcze kilka razy z podobnym skutkiem. Zawieszony na sznurku magnes w ręku Klausa Dony nie drgnął nawet o milimetr. Nieoczekiwanie Louis Viracocha odezwał się do właściciela przedmiotów mówiąc, że ma on jego zgodę na ICH wypożyczenie, po czym wyszedł nie wyjaśniając powodu tak radykalnej zmiany swojej decyzji.

interesującym obiektem, który zwrócił uwagę Klausa Dony był granitowy głaz, na którym wyrzeźbiono mapę świata. Były na niej dwa dodatkowe kontynenty, dziś już nieistniejące. Mapa była jakby urzeczywistnieniem przepowiedni Edgara Cayce i potwierdzeniem istnienia Atlantydy. Półwysep Indyjski jest na tej mapie znacznie większy niż obecnie, ale z drugiej strony wiadomo, że archeolodzy odkryli na dnie morskim wokół Indii ślady istnienia ludzkich osiedli co oznacza, że półwysep był rzeczywiście większy. Także dzisiejsza Japonia nie znajdowała się na osobnych wyspach, a raczej na długim kontynencie ciągnącym się od Sachalinu aż po Tajwan. Głaz pokazano podczas wystawy w 2001 r.  Prof. Masaaaki Kimura, który jest geologiem zajmującym się budową dna morskiego a także ekspertem w kwestii tajemniczego, podwodnego miasta u wybrzeży Japonii zwanego Yonaguni, potwierdził istnienie w przeszłości takiego długiego i jednolitego kontynentu. Oznacza to że mapa wyryta na kamieniu jest starsza niż 10-12 tys. lat a kontynent, którego pozostałością jest dzisiejsza Japonia, to zaginiony kontynent Mu. Według niego Yonaguni jest częścią, a właściwie tym co zostało po Mu.

Klaus Dona uważa, że przedmioty które zostały odnalezione w tunelach w Ekwadorze zostały przywiezione ze środkowej Azji. Jeden przedstawia np. kobrę, która nie występuje w Ameryce Południowej. Głowa kobry, którą zainteresował się Dona, ma namalowane na sobie 33 linie i siedem punktów  – być może symbolizujących czakry. W miejscu w którym znaleziono te przedmioty,  znajduje się także źródło wody, która uważana jest za najlepszą wodę na świecie. Dona o wodzie dowiedział się od ekwadorskiego inżyniera o nazwisku Sotomayor, który odkrył w niej koloidalne złoto i srebro, a także bardzo silną energię. Tubylcy uważają, że ma moc uzdrowicielską.
Kilka lat później, gdy Dona ponownie odwiedzał ten sam rejon Ekwadoru, postanowił zabrać ze sobą do Austrii 10 półtoralitrowych butelek tej wody. Gdy był już na lotnisku, nieoczekiwanie jego nazwisko zostało wymienione w wygłoszonym przez megafony komunikacie, w którym wezwano go do pokoju ochrony lotniska.
15 uzbrojonych policjantów i żołnierzy stało nad otwartą walizką Dony w której znajdowały się butelki z wodą. Pytania zadawał funkcjonariusz Interpolu i dotyczyły one ich zawartości.  Dona wpadł w panikę, gdy uświadomił siebie, że być może ktoś rozpuścił w wodzie kokainę aby w ten sposób przewieźć ją do Europy.
Butelki zeskanowano kilka razy a zawartość jednej została przekazana do analizy. Pół godziny później, bez żadnych wyjaśnień, nakazano Donie spakowanie butelek z wodą z powrotem do walizki i pozwolono mu odlecieć do Wiednia.
W Wiedniu Donę bez ceregieli aresztowano i rozpoczęto przesłuchania pytając o cel jego wizyty w Ekwadorze.  Opowiedział więc o swoich poszukiwaniach artefaktów i o organizowanej przez niego następnej wystawie. Jak się nieoczekiwanie okazało,  jeden z austriackich policjantów oglądał poprzednią wystawę Dony pt. „Niewyjaśnione tajemnice” w Wiedniu i rozmowa przybrała bardziej przyjazny charakter. Zapytał on Donę czy wie, dlaczego go aresztowano. Ten odpowiedział, że przyczyną musi być woda, którą przewozi z Ekwadoru. Opowiedział też o swoich problemach z Interpolem w Ekwadorze i o tym, że nie ma pojęcia co takiego wzbudziło podejrzenia u tamtejszych, ale także i austriackich stróżów prawa.
Wówczas policjant, wyjaśnił mu, że powodem jest to, co pokazuje skaner. Jeśli zeskanować butelkę ze zwykłą wodą, to na ekranie pojawi się ledwie widoczny jej cień. Tymczasem obraz ze skanera po prześwietleniu wody z Ekwadoru pokazywał, że butelki były całkowicie czarne.
Jakiś czas później wodę zbadali geomanci i radiesteci, którzy stwierdzili, że ma ona najsilniejszą energię z jaką się kiedykolwiek spotkali. Złoto i srebro koloidalne w wodzie miało nano-mikroskopijną formę, co oznacza, że metale te bez przeszkód przedzierały się przez barierę komórkową, znakomicie spełniając swoją funkcję zdrowotną.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz