piątek, 1 kwietnia 2011

Wolnosc w seksie

Ten temat - ze wszystkich, jakie kiedykolwiek poruszałem, wzbudzał w ludziach najwięcej emocji.

Chodzi o wolność w związku - wolność seksualną. W miarę jak dojrzewamy, coraz jaśniejsze i wyraźniejsze staje się to, że partner nie jest naszą własnością, coraz głębiej bierzemy odpowiedzialność za siebie w rozmaitych aspektach oraz coraz głębiej zaczynamy doceniać znaczenie osobistej wolności - nawet pozostając w związku. Zostawiając jednak temat innych aspektów bycia wolnym na boku, skupmy się na tym, co, jak widzę, rozumie i akceptuje bardzo niewiele osób.

Wolność seksualna. Wspomniałem o tym kilkukrotnie różnym osobom i odebrane zostało z reguły jednoznacznie i zawsze dość podobnie - facet ma ochotę latać z "pędzlem" po całym mieście i pieprzyć wszystko, co na drzewo nie wchodzi. Tymczasem dla mnie, takie zapatrywanie na sprawę to kompletny anarchizm i niezrozumienie tematu, zaś sam postrzegam wolność seksualną jako... niezwykle cenną i korzystną rzecz, jaką możemy dać zarówno sobie jak i partnerowi.

Wróćmy zatem do punktu wyjścia, czyli klasycznego układu, w którym dwie zakochane w sobie osoby stają po raz pierwszy przed sobą, w powietrzu wiszą niebiańskie emocje, pulsuje miłość, świat nagle staje się cały różowy, a w objęciach partnera znikają wszelkie problemy. Nagle życie staje się bajką - oto znaleźliśmy tego jednego, jedynego, wybranego, najukochańszego! Czyż nie jest to piękne? Oczywiście, że jest! Dlatego staramy się zachować status quo i w imię wiecznej miłości, zakładamy sobie smycze. Smycz założona na organy płciowe siłą rzeczy musi być bardzo krótka - tak, aby druga strona sięgnąć mogła jednie nas i nikogo więcej. Tak więc, mamy dwie kochające się osoby, krępujące się wzajemnie w imię wzniosłych uczuć. Przypomina mi to trochę psa na łańcuchu – jest zupełnie wolny… w obrębie jego 2 metrowego zasięgu, ale, niech tylko spróbuje się od budy oddalić!

Płynąc dalej na oceanie miłości, para staje w końcu na ślubnym kobiercu i przyrzeka sobie miłość i wierność do końca życia. Jest pięknie i romantycznie, dla wielu - najwspanialszy moment w życiu i wówczas z ich ust pada... z reguły kłamliwa przysięga. Dlaczego? Prosta sprawa - w większości wypadków, żadne z nich nie jest na tyle samoświadome, aby potrafić przewidzieć: co będzie działo się za 30 lat, jak będzie wówczas wyglądał ich system wartości oraz kogo wówczas naprawdę będą obdarzały uczuciem. Przyrzekanie sobie wierności na całe życie jest niestety - romantycznym kłamstwem.

Oczywiście, nie jest to widoczne w 1, 2 czy 3 roku związku. Niemniej, po 10 czy 15 latach relacji niektóre rzeczy zaczynają jasno wychodzić na dzienne światło. I co się wówczas okazuje?

Przede wszystkim, czasami kilkanaście lat współżycia to wystarczający czas, aby seks z jedną osobą znudził nam się na tyle, aby zacząć rozglądać się za innymi partnerami. Początkowo przybiera to łagodne formy - nie znam mężczyzny, który będąc w związku z kobietą, NIGDY nie spojrzałby pożądliwie - choćby raz - na inną atrakcyjną kobietę, przechodzącą akurat obok w mini-spódniczce. Po prostu, takich facetów nie ma. Zresztą, statystki pokazują ciekawą rzecz - 75% osób kochając się wyobraża sobie, że robi to... z kimś innym. I wcale się nie dziwie - sidła założone, partner jest nasz tak więc... po co jakkolwiek się starać? Atrakcyjna dziewczyna nagle staje się 25 kilogramów cięższa (powodem oczywiście ciąża albo hormony, bo przecież kalorie nie biorą się z jedzenia), mężczyźnie rośnie mięsień piwny i dziwnym trafem zapomina drogę na siłownię. Kult obojętności - bo jaką mamy mieć motywację, skoro czy coś zrobimy, czy nie - i tak jesteśmy skazani na jedną jedyną osobę do końca życia?

No ale póki co - paniki nie ma i dobrze, jak temat kończy się na oglądaniu czy marzeniach. Sprawa komplikuje się wówczas, kiedy rzeczy z płaszczyzny wyobrażeń przenoszą się do realnego życia. Statystyki, które oglądałem na jednym z popularnych portali mówią - 60% kobiet zdradza. Pewnie i podobna liczba mężczyzn. Rośnie też liczba rozwodów - co mnie nie dziwi, gdyż nie ma się co czarować - w końcu, ile możemy żyć będąc związanym kłamliwymi obietnicami? To oczywiście rodzi życiowe klęski, płacz i zgrzytanie zębów, nieprzespane noce, stres, problemy zdrowotne, alkoholizm i inne kryzysy - bo jakże to, MOJA stokrotka rozkłada nogi przed innym? Albo, MÓJ jedyny i wybrany misiu nagle zauroczył się 20 lat młodszą, zgrabną koleżanką z pracy?

Wytłuściłem w powyższym akapicie zaimki dzierżawcze zupełnie nieprzypadkowo. Takie bowiem nastawienie hołdowane jest w większości związków - MÓJ partner, MOJA partnerka. Czujemy się właścicielami i posiadaczami drugiej strony, rościmy sobie prawo - tak powszechne, że dla wielu zupełnie naturalne - do podejmowania za nią decyzji i wyborów. Tymczasem, genialny mechanizm Życia skonstruowany został tak, aby powolutku otwierać nas i zapoznawać ze swoimi prawdziwymi fundamentami. I niestety, im głębszy sen - tym trudniej nam się przebudzić i otworzyć zaspane oczy – i bywa to też nieco bolesne.

Wszystko powyżej doprowadziło mnie do jednej, zasadniczej konkluzji - tradycyjne podejście do seksu w związku zwyczajnie się nie sprawdza, rodząc w miarę upływu czasu frustracje, napięcia, zniechęcenia, konflikty, zdrady i szereg innych problemów. Z tego powodu, zwrócenie partnerowi wolności w sferze seksualnej jest jednym z kolejnych etapów budzenia się świadomości i prawdziwej dojrzałości. W dojrzałym wykonaniu - przynosi ono niezmiernie wiele korzyści.

1. Odpada temat zdrady - kogo zdradzać, skoro jesteśmy wolni?

2. W pewnym sensie, każdego dnia - na nowo - dokonujemy wyborów. W klasycznym układzie, taki wybór - przypieczętowany urzędowo lub kościelnie - dokonuje się tylko raz, co zdaje się uwalniać większość ludzi od uciążliwego procesu podejmowania decyzji i wysiłku. W otwartym układzie - każdego dnia tworzymy nowy związek... nawet jeśli co dzień z tą samą osobą! To przynosi niezwykły powiew świeżości w relacji.

3. Niestety rozbija to jednocześnie iluzję poczucia zewnętrznego bezpieczeństwa, której tak mocno pragniemy (zwłaszcza kobiety), angażując się w związki. Bo co, jeśli partner wybierze inaczej? I tu rodzi się dla wielu ludzi problem, bo nagle okazuje się, że włożyć nieco wysiłku i starać się należy się nie tylko kiedy się poznajemy, flirtujemy i zaczynamy, ale przez... całe życie. I pisząc o staraniu, nie mam na myśli ciągłe zabieganie o to, jak zaspokoić partnera - ale o to, kim ja jestem, jak myślę i co robię – i to każdego dnia, nie tylko przed ślubem!

4. Przestajemy demonizować seks. Jedną z najbardziej chorych sytuacji w związku jest, kiedy po kilkunastu latach szczęśliwego, udanego związku wszystko sypie się w gruzy z powodu tego, że dowiadujemy się o wyskoku partnera podczas wyjazdu na delegację. Czy naprawdę jednorazowy seks z obcą osobą jest aż tak niesamowicie ważny i doniosły w skutkach, że potrafi przekreślić lata budowania relacji w harmonii, miłości, radości, wzajemnym zrozumieniu i szacunku? Analizując głębiej rozumiemy, że taka powszechnie przyjęta postawa... nie ma sensu.

5. Nastawienie jak powyżej nie występuje u ludzi decydujących się na otwartą relację z prostego powodu - dojrzewają oni do zrozumienia, że seks nie jest najważniejszym aspektem związku. Nie mówię też, że jest zupełnie nieistotnym - oczywiście, jest, niemniej, nie plasuje się powyżej wartości takich jak wolność, miłość, szacunek, akceptacja, harmonia, itd.

6. Pozwalając sobie na otwarty seks uwalniamy się od obawy, że może być on przyczyną rozpadu związku. Nie może, gdyż jak już wiemy, w naszej hierarchii wartości są ważniejsze rzeczy. Jeśli jednak, będąc w otwartej relacji, seks rozkłada związek... to bardzo dobrze! Oznacza to, że strona była niewystarczająco dojrzała, aby doceniać bardziej subtelne i wyrafinowane rzeczy, jakie mamy jej do zaoferowania, trochę jak w tym dowcipie - "Jeśli pożyczysz komuś 10zł i więcej go nie zobaczysz... to było warto" ;)

7. Odpada zainteresowanie, często bardzo silne i prowadzące do zdrad w klasycznym układzie, "owocem zakazanym" - po prostu, skoro jesteś wolny to nie ma już dla Ciebie niczego zakazanego. Jest to niezwykle paradoksalne i aż zdumiewające, jak wówczas może to zmienić nasze reakcje.

8. Kolejnym ciekawym paradoksem jest to, że w otwartym układzie seks poza związkiem może pogłębić więź między partnerami. Z prostej przyczyny - seks pełen miłości, z wolnego nieprzymuszonego wyboru ma zupełnie inną głębię i smak niż ten z przypadkową osobą. Rodzi się zatem sensowne pytanie - po co nam seks z innymi osobami, skoro się kochamy i jest nam dobrze? Powodów może być wiele. Przykładowo, znam kochającą się parę, która jest ze sobą od wielu lat i byli dla siebie jedynymi partnerami. Obojga od wielu lat zżera zwykła ludzka ciekawość, jak to jest z inną osobą, ale póki co, są sobie wierni - kosztem wybuchających co jakiś czas konfliktów i napięć w sferze seksu.

9. Inna sprawa, że otwarty związek wcale nie musi oznaczać, że będziemy uganiać się za nowymi doświadczeniami jak pies z wywalonym jęzorem i wciągać do łózka każdą napotkaną osobę. Takie nastawienie oznacza skrywane gdzieś głębiej problemy - i jeśli tak rzeczywiście jest, to warto się temu bliżej przyjrzeć. Wprost przeciwnie - brak kajdan i ograniczeń powoduje, że z radością wracamy i wybieramy tego samego partnera, gdyż oferuje nam jedną z najbardziej cennych rzeczy we Wszechświecie, wpisaną dogłębnie w naszą naturę: wolność.

10. I chyba najważniejsza ze wszystkich rzecz - w klasycznych układach to nie seks z innym partnerem bywa przyczyną rozpadu związku, ale to, co jest jego przykrą konsekwencją - gierki, kłamstwa, oszukiwanie siebie i drugiej strony, manipulacje, co w rezultacie prowadzi do zachwiania jednego z najważniejszych fundamentów związku - zaufania. Związek bez zaufania traci prawo bytu. W otwartym związku nie ma miejsca na takie naruszenie - gdyż będąc wolni, mamy prawo wyrażać się tak, jak nam się podoba, bez fałszywego ukrywania naszych rzeczywistych intencji. Po co zatem kłamać i manipulować? Przecież, jesteśmy wolni, nieprawdaż? Wolność w seksie oznacza również wolność i otwartość w komunikowaniu rzeczy z nim związanych. W otwartym związku seks nigdy nie naruszy fundamentu zaufania - i to jest największa korzyść otwartej relacji.

Czytając ten artykuł, można mieć wrażenie, że pominąłem jedną ważną kwestię – co, jeśli będąc w otwartym związku, partner zdecyduje się na seks z kimś innym? Przede wszystkim, jak już wiemy, nie oznacza to końca związku. Jest to doskonała okazja do wzrostu i rozwoju, przyjrzenia się swoim odczuciom z tym związanym, motywom stojącym za tym wydarzeniem oraz weryfikacji własnych poglądów, albo po prostu i zwyczajnie - nowe, interesujące i wzbogacające nas doświadczenie.

Oczywiście, otwarty związek wymaga sporej pracy nad... samym sobą, nad swoim poczuciem wartości i samooceną. W otwartych związkach nie ma miejsca na przypadek, polowanie na partnera czy desperackiego chwytania się brzytwy. Otwarty związek nie jest też – przynajmniej w moim widzeniu tematu – sytuacją, kiedy zmieniamy co drugi dzień śpimy z kimś innym – w takiej sytuacji, po co w ogóle jakikolwiek związek, skoro naszym celem są jedynie seksualne doświadczenia? Otwarty związek to związek dwojga świadomych ludzi, respektujących swoje wybory i wzajemnie szanujących prawo do wolnego, nieskrępowanego przejawiania i wyrażania się.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz