piątek, 1 lipca 2011

Wielki kosmiczny zar

Był największym czynnym wulkanem Indii. Dla jednych bardzo groźnym wulkanem, dla innych nieprzyjemnym, ale dla niektórych, nie tak licznych, jak ci poprzedni, fascynującym swoją kipiąca energią. Szczególnie fascynującym dla tych, którzy zdążyli przemierzyć wzdłuż i wszerz krainę joginów w poszukiwaniu duchowego spełnienia, nie znajdując go w efekcie, a zarazem obciążając się ogromnym ciężarem rozczarowania. Nie był wygodnym mistrzem czy tylko nauczycielem dla wszelkiej maści duchowych turystów, którzy jeździli z miejsca w miejsce, żeby skonfrontować swoja duchową „wiedzę”. Najkrócej chyba w jego bombajskim mieszkaniu gościli rozmaici duchowi przebierańcy: w pomarańczowych, różowych czy żółtych szatach z wieńcami dżapamal na szyi, a zwłaszcza newaegowi członkowie z „Osho community”. Ale Nisargadatta Maharaj, bo o nim mowa, nie miał już w tej fazie życia czasu na rozmowy na poziomie duchowego przedszkola, zważywszy, że swego rodzaju popularność zawitała do jego życia, zaledwie na pięć, sześć lat przed śmiercią, której zbliżanie się, bezkompromisowy nauczyciel z Bombaju czuł wyraźnie.
      O ile w swoim rodzinnym Bombaju był znany już ze dwadzieścia, trzydzieści lat wcześniej, o tyle, dla ludzi z Zachodu stal sie sie znany dopiero po opublikowaniu przez renomowane wydawnictwo Chetana, dzisiaj już klasycznego tomu I AM THAT / Jestem Tym/, w opracowaniu, wyborze i redakcji Maurycego Frydmana, legendarnego polsko-żydowskiego „Hindusa”. Frydman, absolwent Politechniki Krakowskiej, na początku lat 20-tych wyemigrował do Francji, a stamtąd dotarł do Indii, gdzie niebawem został dyrektorem elektrowni w Bangalore, dzisiaj indyjskiej stolicy hi-tech. Ale wirus indyjskiego mistycyzmu już opanował wcześniej umysł Frydmana i za jakiś czas inżynier z Krakowa został klasycznym hinduskim sanjasinnem, porzucając zarazem dobrze płatne i prestiżowe stanowisko. Przez następne lata wiódł barwne duchowo życie, był m.in. przez pewien czas towarzyszem Mahatmy Gandhiego, żeby u kresu życia zetknąć się z mędrcem z Bombaju. Jako człowiek wykształcony i znający kilka języków Frydman tłumaczył często rozmowy Nisargadatty z przybyszami z Zachodu. W efekcie tej pracy powstał wspomniany wcześniej obszerny tom, na który złożyło się 108 rozmów, a z którego fragmenty wydawane były w Polsce jako Rozmowy z mędrcem.
      Nisargadatta Maharaj był pod każdym względem zaprzeczeniem obiegowego wizerunku hinduskiego guru. Raczej nadpobudliwy, bardzo energiczny, nie popadający w długie fazy samadhi, czasami bardzo ostry w swoich reakcjach, wręcz posuwający się do wyrzucenia ze swego pokoju duchowych nudziarzy, zamęczających wszystkich swoimi spirytualnymi banałami o karmie o reinkarnacji, Bogu, oświeceniu czy sadhanie. Z całą pewnością był zaporą nie do przekroczenia dla wszystkich wyznawców New Age z jego tanimi konceptami. Do tego Nisargadatta nie był ani wegetarianinem, ani propagatorem wegetarianizmu, nie był hinduistą wierzącym w wizerunki, a do tego wszystkiego przez całe swoje dorosłe życie palił produkowane i sprzedawane przez siebie beedi, czyli indyjskie skręty.. Palił je nawet wtedy, kiedy przyjmował w swoim pokoju słuchaczy ze świata, a trzymał te beedi na ołtarzyku, za portretem swego mistrza. Ołtarzyk był też właściwie dla gości, którzy potrzebowali pewnej hinduistycznej oprawy, żeby mogli zaabsorbować usłyszane treści, a palące się w pokoju agarbathi służyły głównie temu, żeby przykryć swoim zapachem swąd wcześniej palonych skrętów. Jednak wszystko to było zaledwie mało istotnym zewnętrzem, zaledwie oprawą. Amerykański psychoterapeuta Stephen Wolinsky, który dotarł do Nisargadatty pod koniec lat 70-tych, powiedział, że nim zawitał do mędrca z Bombaju spotkał około sześćdziesięciu różnych indyjskich nauczycieli medytacji, jogi takiej czy innej, mistrzów rozmaitych systemów adwaity /filozofii niedualizmu/ i wszyscy oni na 10-stopniowej skali duchowego gorąca, nie przekraczali połowy skali. Nisargadatta nawet wykraczał poza nią.
      Pod koniec życia, kiedy Maharaj cierpiał z powodu nowotworu krtani /prawdopodobnie skutek sześćdziesięciu lat palenia beedi/,mimo słabości ciała temperatura jego nauk jeszcze wzrosła, gdyż mędrzec czuł nieuchronne przemijanie . Kierując się swoim dosyć surowym, ale ogromnym współczuciem dla ludzi w ogóle, a do niektórych ciut lepiej rokujących niż inni w szczególności, chciał ich przebudzić ze snu, w jakim tkwili. Bo według Nisargadatty wszyscy śnimy, a właściwie bierzemy udział, jako nieświadomi aktorzy w ogromnej filmowej superprodukcji, której sensu nikt poza reżyserem, nie jest w stanie dostrzec. A reżyserem jest TO, coś, bądź, jak mawiał mędrzec, PUSTKA, NICOŚĆ, z której wszystko się wyłania. Lecz w jego ustach nie był to kolejny duchowy koncept, ale porażająca swoją mocą PRAWDA. Stał się jej pewnym, kiedy skończył trzydzieści kilka lat, a stało się zaledwie w trzy lata po spotkaniu jego Mistrza: Siddharameshwara Maharaja, który powiedział wówczas swemu nowemu uczniowi – pamiętaj o tym, że jesteś Najwyższą Rzeczywistością. Nikim mniejszym niż Ona. Jesteś Wszystkim. Pamiętaj o tym nieustannie, a to, stanie się !!! Nisargadatta, wówczas jeszcze Maruti Kampali z Bombaju, prosty człowiek, właściwie analfabeta, nie komplikował przesłania swego Mistrza, no i po trzech latach Stało się! Nastąpił przełom, czy mówiąc mistycznie, doszło do samorealizacji Zmienił się punkt percepcji, czyli postrzegania świata przez Marutiego, który niebawem przyjął imię Nisargadatta z dodatkiem Maharaj, honorującym ludzi na drodze duchowej. Z niczym niewzruszoną pewnością Nisargadatta Maharaj stał się TYM, Absolutem. I stał się następcą swego mistrza, który wkrótce, jak mówią w Indiach, a powtarzają czasem na Zachodzie, „opuścił ciało”. I zaczął wkrótce nauczać, najpierw tych, którzy przychodzili do jego sklepiku z beedi, a potem do jego mieszkania, wówczas w bardzo ubogiej części Bombaju. Właściwie to nawet nie nauczał, a tylko rozmawiał z tymi, którzy czuli, że z rzeczywistością w jakiej żyją jest coś nie tak. Początkowo było tych rozmówców niewielu, ale stopniowo popularność Nisargadatty zaczęła rosnąć. I trwało to przez następnych kilkadziesiąt lat, aż w końcu dotarł tam Frydman i w efekcie powstał tom I AM THAT. I słuchacze z całego świata zaczęli zapełniać niewielki pokoik mędrca. Absolut przemówił z pełną mocą....Co mówił?
U początku wszystkiego jest PUSTKA, z której wyłania się Ja Jestem Ja Jestem jest iluzją, ostatecznie jest fałszem, ale ostatecznie jest też twoim Mistrzem Twoim zadaniem jest przekroczyć iluzję Ja Jestem, i wejść do Najwyższego, do Absolutu Świat, jaki znasz i uważasz za realny, jest wytworem Ja Jestem Ja Jestem jest pierwszym, najsubtelniejszym z konceptów
       Nisargadatta Maharaj starał się swoich rozmówców za wszelką cenę wyrwać ze skorupy Ja Jestem, o ile w ogóle jakoś tam rokowali. Niestety, takich było niewielu, gdyż prawie wszyscy tzw. duchowi poszukiwacze byli niewolnikami dualistycznych konceptów. Ich umysły tak były poplątane, że nawet przebywanie w pokoju Nisargadatty przez kilka następnych lat dałoby niewiele. Chociaż z drugiej strony mędrzec mówił:
Słowa zrealizowanego nigdy nie tracą swej mocy. Raz powiedziane i usłyszane, będą czekały na właściwe warunki, żeby wzejść Jest czas siewu i czas zbioru, ale słowa zrealizowanego zawsze przynoszą plon. Moją rolą jest obedrzeć was ze wszelkich konceptów i pozostawić w stanie bez nich. Zamierzam rozsadzić w was wszelkie koncepty. Każdy, kto przyjdzie do mnie, zostanie unicestwiony /nie fizycznie/
      : Według Nisargadatty, samorealizacja, to zrealizowanie w sobie pewności, że nie jest się indywidualną, odrębną osoba, ale czymś znacznie większym: TYM...Dlatego nie byli w stanie go słuchać wszyscy ci, a zwłaszcza aspirujący do nauczania innych, których świat, to wyłącznie ja, ja ,ja, ja we wszelkich odmianach i natężeniu. To tylko swoista duchowa katarakta powoduje u ludzi takie rozbuchanie Ja. Nie zdają sobie sprawy, że są wyłącznie aktorami w filmie, i do tego w komedii, a ponadto w komedii slapstikowej.
      Nisargadatta Maharaj zdecydowanie nie znosił słowa DUCHOWOŚĆ. Dla niego to też był tylko koncept. Tak jak lekceważył wszelkie tzw. duchowe ścieżki i sadhany. Wszystkie one znaczyły tylko i wyłącznie poruszanie się w obrębie iluzorycznej wiedzy zbudowanej na podstawie również fałszywego konceptu Ja Jestem.
      Dla mędrca z Bombaju tym, co naprawdę było ważne, to była Wiedza, Zrozumienie. Dżniana. Mówił więcej:
Dżniana, to bhakti...Najważniejsze jest zrozumienie i pamiętanie tego, co pamiętać należy – tego, że jest się Najwyższą Rzeczywistością
      Mówił czasami jeszcze dosadniej, wręcz obrazoburczo dla niektórych:
Jestem bhakti/miłością/, jestem Atma bhakti/miłością do Atmy/, wielbię siebie/. Wielu zrealizowanych mistrzów mówi; pokochaj najpierw siebie, pokochasz Atmę.
      Nisargadatta Maharaj zmarł /stał się bezforemnym Absolutem/ 8 września 1981 roku. Przez ostatnie lata życia jego rozmowy z duchowymi aspirantami tłumaczyło kilku zaawansowanych adeptów advaity. Jednym z nich byl Ramesh Balsekar, właśnie co emerytowany prezes Bank of India. Prawdziwy VIP i człowiek o niezaspokojonym wewnętrznym duchowym głodzie. Wkrótce po odejściu Maharaja, Balsekar rozpoczął dzieło nauczania, chociaż w swoim nieco odmiennym stylu bardziej „soft”, sposobie nauczania. Robi to do dzisiaj, mimo skończonych dziewięćdziesięciu lat. Wcześniej jeszcze napisał trzy wspaniałe książki oparte o nauki mędrca z Bombaju. Mędrca, który nigdy nie pisał i nie cytował żadnych ksiąg, tzw. , świętych, gdyż ich nawet nie czytał, gdyż był mędrcem i analfabetą do tego. Jego następca został niezwykle wykształcony/m.in. London School of Economics/ erudyta. Balsekar, który, również naucza głównie w swoim bombajskim mieszkaniu, a raczej luksusowym apartamencie już blisko trzydzieści lat dorobił się swoich „oświeconych” adeptów. Co prawda pierwotny przekaz „beedi” Mistrza z Bombaju wydaje się nieco rozwadniać, ale ciągle żyje. Jednym z takich adeptów nisarga jogi, jest Amerykanin, Satyam Nadeen, który jak twierdzi, ostatecznie samorealizacji doznał w wielce parszywym amerykańskim więzieniu, do którego dostał się za handel narkotykami. Po wyjściu z tego piekła zaczął również nauczać, napisał kilka książek, a w jednej z nich, Od cebuli do perły zawarł swoje duchowe credo, będące w istocie pierwotnym przesłaniem Nisargadatty, chociaż podanym w bardziej strawnym newageowym sosie. Gdyż, jak powiadal Maharaj:
Moje nauczanie nie jest dla zwykłego człowieka
       Satyam Nadeen swoje credo zatytułował, Wielki Kosmiczny Żart, i chyba zawarł w nim istotę nauk Maharaja z Bombaju,
Myślisz, że powinieneś stać się oświeconym. Daruj sobie, już nim jesteś
Myślisz, że musisz podążać jakąś ścieżką, żeby dotrzeć do celu...Nie męcz się, nie ma żadnych ścieżek.
Myślisz, że oświecenie jest celem. Odpuść sobie, nie ma żadnego celu...
Myślisz, że powinieneś zmienić siebie i świat, żeby uczynić go bardziej znośnym. Wyluzuj się, nie masz niczego do zrobienia...
Myślisz, że znajdziesz Boga w Indiach, czy Tybecie...Nie ma dokąd zmierzać...Świadomość jest wszędzie, i taka sama.
Myślisz, że twoja osobista historia ma jakieś znaczenie...Wszystkie są takie same, niezależnie od tego, jak przebiegały.
Myślisz, że twoja historia jest prawdziwa...W żadnej mierze, to tylko iluzja, to tylko sen...
Myślisz, że panujesz nad swoim życiem...Żart, jesteś tylko marionetką w rękach Źródła.
Myślisz, że masz wolną wolę i dokonujesz wyborów...Nic z tego, jest tylko przeznaczenie, stopniowo odsłaniające swoje oblicze.
Myślisz, że masz jakiś wrogów w świecie....Mylisz się, oni, jak i wszystko inne, to tylko Źródło.
Myślisz, że jest jakaś tajemna formuła pozwalająca znaleźć Boga...Zrelaksuj się, nie musisz nikogo szukać, już jesteś u siebie.
Myślisz, że Bóg życzy sobie podniesienia poziomu świadomości na planecie.. Dobre sobie, to tylko Źródło bawi się w granicach stworzonych przez siebie ograniczeń.
Myślisz, że Bóg uczynił ciebie odpowiedzialnym za twoje postępki...Nie zawracaj sobie tym głowy, nie ma czegoś takiego jak karma.
Zabawiasz się osądami, radujesz ocenami, lubujesz w porównaniach. Zamęczasz preferencjami. Zatrzymaj się wreszcie, wszystko jest dokładnie takie, jakie być powinno.
Chcesz być kimś ważnym i szanowanym. Daj spokój, po prostu bądź.
Boisz się śmierci jako najbardziej tragicznego wydarzenia twego życia. Odwagi, śmierć jest końcem ograniczeń...
Masz nadzieję na lepsze życie następnym razem...Jaźń nie inkarnuje. Jest tylko Źródło, Ja Jestem.
Żałujesz przeszłości, zamartwiasz się teraźniejszością, lękasz się przyszłości...Przebudź się ! Jesteś nieskończonym Źródłem, bawiącym się swoim snem.
Podniecają ciebie wszelkiej maści spiskowe teorie. Nie ma żadnego spisku, to tylko źródło bawi się ze sobą.
Myślisz, że twoje życie ma jakiś cel...Nie ma indywidualnego Ja mającego cel. Jest tylko Źródło. Ono cię powołało i nigdy nie poznasz celu przez swój, siła rzeczy, ograniczony umysł.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz